Szkoła bez wakacji?

Ze zdziwieniem i rosnącą grozą czytałem uwagi sugerujące szkodliwość wakacji dla dzieci szkolnych (1).

Teza o złym wpływie wakacji na kształcenie dzieci jest tak prawdziwa jak „niewidzialna ręka rynku” i o to samo tu chodzi! Idąc tą drogą myślenia kombinowano po cichu w przeszłości przesunięcie wakacji z letniej pory roku na zimową, uzasadniając niższymi kosztami utrzymania budynków. A to dopiero bzdura! Ale dzwonki ćwiczące odruchy warunkowe ciągle nie budzą sprzeciwu.

„Jak pijany latarni” trzymają się tacy „znawcy” zasady: „co by tu jeszcze spieprzyć…”? Wakacje to tylko jeden z tych filarów, dziś oderwany w swym znaczeniu od pierwotnego przeznaczenia. A było ono rzeczywiście warunkowane konieczną przerwą na czas żniw. Dziś żniwa nie wymagają już takiego zaangażowania całej rodziny, a procent ludności żyjący z pracy na wsi jest znacznie niższy i ciągle spada. Letnia przerwa wakacyjna nie jest więc ekonomicznie uzasadniona. Ale model edukacyjny sterowany bieżącymi potrzebami gospodarki powinien więc dłużej i mocniej oddziaływać, by kształcić lepszych i tańszych pracowników (2). Stąd pomysł, by i u nas edukacja bardziej przypominała tresurę niż rozwój. Takie wzorce stosuje się w Chinach i krajach, z którymi konkurujemy o niższe płace, żeby przyciągnąć cudzą kreatywność! W Chinach jednak niebawem zacznie się i to zmieniać. Chiny nie liczą się na razie w rozwoju technologicznym, ale płace tam rosną sprawiając, że podnosi się nie tylko poziom życia, ale i oczekiwań, w tym również rozwojowych. Żeby rozwinąć społeczeństwo nie potrzeba biernych wykonawców, ale ludzi z inicjatywą, otwartymi umysłami, pełnych pasji i zdolnych do rozwiązywania problemów. Model oparty na tresurze ma krótkie nóżki i umacnia marginalną rolę kraju w konkurencji globalnej.

Wakacje wywołują problemy?

To przecież nie jest czas nicnierobienia. Nuda, która w tym okresie może zapukać do drzwi każdego ucznia nie jest wcale całkiem zła, ani nie jest edukacyjną stratą, gdyż przyczynia się do kreatywnych działań. Jednak nie oczekujmy, że wszystkie dzieci będą takie same. Jedne poradzą sobie z czasem wolnym i będą się rozwijać, innym trzeba pokazać drogę. Jest to zadanie dla rodziców.

Wyzwanie dla rodziców?!

Takie już jest rodzicielstwo, a możliwości zorganizowania dzieciom rozwojowych form wakacyjnej aktywności jest wiele: kolonie, półkolonie, obozy itp. Kiedy, jak nie w wakacje można tak efektywnie pobyć z własnym dzieckiem? To czas na bycie przewodnikiem i zastąpienie tak krytykowanych nauczycieli. Szkoła nie ma na szczęście monopolu na kształcenie, a wkład własny rodziców wzmocni też ich autorytet niosąc wartości wychowawcze nie do przecenienia.

Stracony czas?

Posłużę się tu przykładem podawanym przez Andre Sterna (3). Dlaczego dzieci tak szybko piszą na klawiaturach swoich smartfonów? Bo robią to często?! A jednak zwiększanie liczby zajęć z matematyki nie daje już takich sukcesów praktycznych! Żeby być w czymś biegłym trzeba to robić z pasją – to prosta odpowiedź w jakim kierunku zmieniać edukację dla przyszłości.


  1. Irena Cieślińska, Czy wakacje szkodzą dzieciom?
  2. Brak pracowników nie jest chyba dziś problemem rynku, ale raczej brak pracy…
  3. Andre Stern, Siewcy entuzjazmu. Manifest ekologii dzieciństwa, Wyd. Element 2016. Zobacz moją: recenzję

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *