Marzenia ponad represjami. Laura Dekker

Pośród mnóstwa sensacji przemknęła kilka lat temu szokująca informacja o czternastolatce, która walczyła z nieprzychylnymi władzami Holandii o szanse na spełnienie swojego marzenia. A marzenie było zupełnie nieprzystające do jej wieku – chciała samotnie opłynąć Ziemię jachtem żaglowym. Zrobiła to!

Niedawno wyszła w Polsce jej książka poprzedzona znakomitym wprowadzeniem wybitnej żeglarki Tanii Aebi. Wprowadzając czytelników w złożone motywy tak ekstremalnych wypraw przypomniała znany wszystkim żeglarzom przypadek Bernarda Moitessier’a. W trakcie samotnych regat dookoła świata, nieświadomy swego prowadzenia, zrezygnował jednak nagle z powrotu i zamknięcia pętli. Zmienił kurs i mijając Przylądek Dobrej Nadziei, przy użyciu procy, wystrzelił na pokład tankowca wiadomość przeznaczoną dla rodziny:

„Ponieważ na morzu czuję się szczęśliwy, płynę dalej bez przerwy w stronę wysp na Pacyfiku. Możliwe, że chcę ocalić w ten sposób swoją duszę”.

Laura Dekker (1995) była znakomicie przygotowana i, wbrew pozorom, miała wielkie doświadczenie żeglarskie, ale przeciw sobie machinę biurokratyczną rodzimej Holandii. Urodziła się na jachcie w Nowej Zelandii podczas podróży rodziców po oceanach świata. W wieku 10 lat już pływała samotnie między innymi po Morzu Północnym. Władze Holandii próbowały nie dopuścić do jej rejsu na różne sposoby: a to obowiązek szkolny, brak patentu żeglarskiego, czy nieodpowiedzialni rodzice… Z wielkim wsparciem ojca i jego ciągłym monitorowaniem rejsu oraz częstymi odwiedzinami opłynęła świat na keczu Jeanneau Gin Fizz nazwanym Guppy (01.2011 – 01.2012). Płynęła etapami, zatrzymując się w wielu miejscach na całe tygodnie, pozostawiając „pod kilem” 27 000 mil morskich.

Pętlę zaczęła w Sint Maarten na Karaibach w styczniu 2011. Musiała tam jednak dopłynąć z Europy. Samotny rejs rozpoczęła więc z Wysp Kanaryjskich na Wyspy Zielonego Przylądka, a potem przez Atlantyk na Karaiby. Stamtąd przez Kanał Panamski na Galapagos. Po przekroczeniu równika skierowała się na Markizy, Tahiti, Bora-Bora, Fidżi, a potem przez cieśninę Torresa i Darwin na Przylądek Dobrej Nadziei, a stamtąd w Sint Maarten zamknęła pętlę.

Jej przygody na morzach i oceanach, wsparcie poznawanych ludzi i opisy niezwykłej dzielności znajdziemy na 324. stronach ciekawego dziennika. Warto dodać, że w tym czasie spełniała obowiązek szkolny (przecież nie chodziła do szkoły!) na odległość. Z większością zadań radziła sobie nieźle, ale znamienne dla opisywanych doświadczeń było to, że wykonywane zadania przynosiły jej więcej satysfakcji i wymagały mniej czasu niż we własnej szkole. Nikt jej też nie pytał na oceanach o patent. Oprócz tego żeglowała, gotowała, prała, sprzątała, prowadziła nawigację a nawet bloga. Musiała też być swoim kwatermistrzem i wykonywać bieżące naprawy jachtu. Mimo wszystko jej życie na jachcie było proste, a wszelkie nękające ją problemy pochodziły z lądu. Głęboki uraz po represjach władz holenderskich powraca często na stronach dziennika i, jak można się domyślać, Laura tam już raczej nie wróci.

Przez cały ten czas nawet na sekundę nie zatęskniłam za Holandią, a już na pewno za Radą ds. Ochrony Dzieci i Biurem ds. Opieki nad Nieletnimi, czy raczej za Radą ds. Podstępów i Oszustw oraz za instytucją zajmującą się łamaniem praw nieletnich. […] holenderskie władze i służby specjalne starały się zrobić wszystko, żeby mnie zniszczyć! Odebrano mi jacht Hurley 800, na którym miałam płynąć [..].

Każdy zapyta, kierując się życzliwą troską, jak można pozwolić dziecku na tak szaleńcze ryzyko? A jednak warto zastanowić się nad tym głębiej i sięgając choćby do statystyk zauważyć, że ryzyko utraty zdrowia i życia jest większe na lądzie niż na morzu. Że obowiązek szkolny można wypełniać także poza szkołą, a edukacyjno-wychowawcza wartość takiej podróży warta jest więcej niż wszystkie lekcje, telewizje i Internet razem wzięte. Warto też przypomnieć, że gdybyśmy wszyscy bali się tego samego, to ciągle siedzielibyśmy na drzewach.

Czy to znaczy, że nastolatki powinny wypuszczać się samotnie w podróże dookoła świata?! Oczywiście nie! Ale nie wszystkie nastolatki mają takie marzenia i umiejętności tak, jak nie wszyscy dorośli są tacy sami. Wyrwa w formacie wcale aż tak nie grozi aparatowi państwa, ale za to wyzwala wyobraźnię i marzenia pozwalając nie tylko nastolatkom zauważyć cenniejsze strony życia niż nieustanne gromadzenie przedmiotów.

Marzeń mam pod dostatkiem. Jednego jestem pewna – nigdy nie przestanę cieszyć się z tego, że jestem częścią natury.

Zdecydowanie poważniejszy problem zauważa autorka wprowadzenia pytając co zrobi dalej Laura Dekker, jeśli już teraz spełniła tak wielkie marzenie? Na razie wyszła za mąż i mieszka w Nowej Zelandii.


Laura Dekker, Marzenie pewnej dziewczyny, Wyd. Nautica, 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *